Obraz studiów w oczach młodych ludzi
Dawno, dawno temu edukacja była kluczem do lepszego, dostatniejszego życia. Dziś mało kto postrzega naukę w ten sposób. Świetnie obrazuje to żart rozwijający skrót tytułu naukowego magister – inżynier. Kiedyś rozwinięcie brzmiało: możesz guzik robić i nieźle żyć. Dziś to: żebyś nie wiem ile robił – guzik masz. W żarcie tym jest wiele prawdy. Uczelnie wyższe produkują hurtowe ilości ludzi z wyższym wykształceniem, gdyż działają jak każde inne firmy – bez uczniów nie mają racji bytu, więc poziom oraz wymagania od studentów z roku na rok maleją. Dziś wyższe wykształcenie może mieć każdy, więc traci ono na znaczeniu. Rynek pracy podduszony przez podatki i sytuację ekonomiczną potencjalnych nabywców towarów i usług z wielkimi oporami wpuszcza do siebie absolwentów szkół wyższych. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta – są to ludzie o wysokim mniemaniu na swój temat, więc także o wysokich wymaganiach, nie mający absolutnie doświadczenia zawodowego, zaś wiedza teoretyczna nie jest wbrew pozorom ich mocną stroną. Co najgorsze – studenci doskonale zdają sobie sprawę z takiego obrotu spraw, więc przykładają się mniej do nauki, co obniża ogólny poziom przekreślając szansę tych ambitniejszych. Efekt – dziewięćdziesiąt procent maturzystów idzie na studia, żeby się dobrze bawić, przetrwać do dyplomu i wyjechać za granicę, gdzie tak naprawdę zaczną dopiero poważnie myśleć o przyszłości.